Translate

niedziela, 30 listopada 2014

Lampa i lampka, i sklep Upart.com.pl

Wreszcie pokażę coś w miarę świeżego... W miarę :)
Wprawdzie pomiędzy tymi lampami a dniem dzisiejszym poczyniło się to i owo, ale niektóre to były chałturki niewarte aż zaprezentowania na blogu, a niektóre tak szybko poszły do ludzi, że nawet się nie zdążyło fotek cyknąć... Eh, wprawdzie zrobiłam takim dwóm kotom zdjęcie telefonem, ale wyszło mocno średnie. Koty były na puszkach po mleku modyfikowanym (wiem, brzmi intrygująco :)), połączone z kratką czarno-białą, może kiedyś jednak je pokażę...

Pozostajemy w kolorystyce czarno-białej, z małą domieszką srebra.

Ale zacznijmy od początku: moja znajoma, Agnieszka, która wtedy jeszcze nie była moją znajomą, wynalazła mnie na Fejsbuku i zaprosiła do współpracy. Otworzyła sklep, w którym znajdziecie tylko i wyłącznie rzeczy wytworzone z materiałów pochodzących z recyklingu, lub takie, które dostały "drugie życie". Jest tam parę rzeczy mojego autorstwa, między innymi rzeczone lampy. Obie zostały wynalezione przez Agę na Młynie, czyli wielkim targowisku, które odbywa się we Wrocławiu w  każdą niedzielę i na którym znajdziecie wszystko: od staroci, po ciuchy, spożywkę i żywe zwierzęta.

Lampa nr 1 była zwykłą białą metalową kulą i została przyozdobiona techniką decoupage: z trzech serwetek wycięłam kwadraty jednakowej wielkości. Przyklejanie ich na kulistą powierzchnię było nie lata wyzwaniem... Miejsca "pomiędzy" wypełniłam srebrną pastą pozłotniczą Goldfinger.

Polakierowałam lakierem w sprayu...
Wybaczcie tylko jedno zdjęcie (niewiemjaktosięstało) a drugie ze strony sklepu...



Lampka nr 2 była tylko kulistą podstawą, nie miała klosza. Aga wymyśliła, żeby zrobić te 2 lampki jako komplet i żeby ta druga miała klosz z puszki...
Zdekupażowanie podstawy poszło mi szybko i sprawnie- serwetkowe kwadraciki wycięłam mniejsze niż na dużej lampie.


Gorzej było z kloszem... Najpierw nie mogłam znaleźć odpowiedniej wielkości puszki. Kupiłam ananasy-okazała się za mała.
Puszka po psiej karmie od siostry-za duża.
Kupiłam brzoskwinie-na drugi dzień skapnęłam się, że puszka ta nie ma tego magicznego wihajstra do otwierania, tylko trzeba ją otwieraczem - a to już brzydka sprawa, krwiście się może skończyć dla łapek...
W końcu, po obejściu wielu sklepów, natrafiłam w Lidlu na odpowiednią pod każdym względem puchę, która kryła brzoskwinie, z lubością szybciutko pożarte przez dzieciaki.
Kiedy już pucha była pusta, nalałam wody i fru do zamrażarki...
Potem w ruch śrubokręt krzyżakowy i młotek i stuk puk, rzeźbienie dziurek - gwiazdek szybko, zanim lód w środku się rozpuści... Dla niewtajemniczonych: lód jest po to, żeby pucha podczas stukania nie wyginała się.

Zrobiłam. W takie jakby krzyże i kwadraty, co by nawiązywał klosz do podstawy...
Przyszła sąsiadka i stwierdziła, że to się jej kojarzy ze swastyką... Noż... A najgorsze, że to mi też przeszło przez myśl.

No nic, musiałam polecieć po drugie brzoskwinie (co zajęło mi ładnych parę dni :)...

A potem, po ponownym pożarciu brzoskwiń przez dzieciory i ponownym zamrożeniu wody, okazało się, że nie mogę znaleźć tego cholernego śrubokrętu krzyżakowego, co gwiazdki robi...
Co się naszukałam innego odpowiedniego sprzętu do stukania!! Co się naklęłam!! Grrr, wrrrr....!!!!
Aż trafiłam na śrubę taką... Co się nie ugięła pod młotem... I wystukałam toto... I toto się mnie spodobało nawet... I pomalowałam klosz białym Fluggerem, i polakierowałam. I w Uparcie wylądowało. Znaczy w tym Agi sklepie :)
Bo to jest taki adres: Upart.com.pl

Lampka jest lampką nocną, daje miłe ciepłe światło.
Zapraszam-znajdziecie tam wiele, wiele cudów!!!

P.S. dziękuję Andrzejkowi za zdjęcia lampki.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz