Translate

wtorek, 28 stycznia 2014

Drób na desce cz. 3 i ostatnia...

To już ostatnia część drobiowej sagi, a żeby było weselej to przedstawiam w niej koguta, od którego się wszystko zaczęło... Kogut ten (o czym pisałam w części 1) zamieszkał u znajomych w Jedlinie Zdrój w maju zeszłego roku i teraz dopiero doczekałam się zdjęć! Dzięki Ci, o Romanie! :)

Deska do krojenia stara, bardzo stara, używana wiele lat... Ile posiłków na niej przygotowano, ile chlebów pokrajano...

Pomaziana "suchym pędzlem" i białą farbą. Kogut galijski (jeden z symboli Francji) tu i ówdzie znany, ale co się namordowałam, żeby go na tej desce odpowiednio umieścić... Osobno z serwetki wyłoniony jest więc kogut, osobno napis "Le coq"( po francusku znaczy to po prostu kogut), osobno pozostałe napisy, osobno lilijka (fleur-de-lis, francuski symbol heraldyczny, występujący m.in. w herbie Paryża),  która nieodmiennie kojarzy mi się z harcerstwem... Cóż, lata w ZHP i ZHR zrobiły swoje :)

Domalowałam trochę cieni (oczywiście farbą akrylową) wokół koguta, lakier akrylowy i na koniec tasiemka góra dół, przymocowana na klej wikol... Tasiemki są od mojej mamy (dostałam od Niej cały worek koronek, tasiemek itp., pamiętają chyba jeszcze miniony ustrój)...

Dumny kogut pomiędzy kolorowymi tasiemkami, a jednak czegoś brakowało... Czerwona rafia okazała się dobrym pomysłem, tak czerwona jak koguci grzebień... I żółta jak... żółtko jaja kurzego? Czemu nie? A raczej pourqoi non? :) 

Na zdjęciach kogut w scenerii ogródka Romanów, na tle altanki i winnych pnączy (kolejny francuski akcent).



Kładące się cienie pnączy...
A tu wykadrowałam samego kogutka, co by widać było ślady noża - uważam, że fajnie się poszczególne elementy wtopiły w te pociachania:


Pozdrawiam ciepło!

piątek, 17 stycznia 2014

Coś dla odmiany - asamblaż.

Nosiłam się z tematem już od jakiegoś czasu, gdyż w listopadzie miałam przyjemność uczestniczyć w warsztatach z tej techniki plastycznej, prowadzonych przez Kasię Morańdę klik, i tutaj klik

Przy okazji dodam, że Kasia organizuje przeróżne fajne warsztaty dla dzieci i dla dorosłych, nauczy malarstwa akrylowego, zajmuje się arteterapią i maluje świetne obrazy :) Dlatego wciągnęłam ją do współpracy i warsztaty odbyły się u mnie w pracowni.

Udział w zajęciach był miłym wytchnieniem od decoupage'u, chociaż asamblaż i dekupaż mają cechy wspólne, np. przyklejanie :)...

Cóż to jest ten asamblaż? Krótko mówiąc, jest to rodzaj trójwymiarowego kolażu, do zrobienia którego można użyć dosłownie wszystkiego...(z jęz. fr. assemblage - gromadzenie, zbieranie, zbiór).

Kawałki tkanin, stare gazety, wstążki, koronka, bibułka, druciki, koraliki, a także przedmioty codziennego użytku - mogą być stare, zapomniane, niepotrzebne... Guziki, klucze, kapsle, stary bilet tramwajowy, wisiorek lub broszka z dzieciństwa, dziecinne ubranko...Asamblaż może dać im drugie życie, pełne nowego blasku dzięki wyeksponowaniu w zaskakujący sposób...

Z Wikipedii:
Termin asamblaż został wprowadzony we wczesnych latach pięćdziesiątych XX w. przez Jeana Dubuffeta, który stworzył serię kolażów z użyciem skrzydeł motyli i nadał cyklowi nazwę assemblages d'empreintes.

Dzieło powstaje z przedmiotów, które nie są stworzone przez autora asamblażu, ale jedynie przez niego użyte, a czasem także specjalnie spreparowane, czy przystosowane (np. pomalowane, odłączone od całości, połączone z czymś innym, zniszczone). Asamblaż może mieć postać jednego obiektu powstałego z połączenia innych lub może stanowić rodzaj zbioru, kolekcji przedmiotów.  Poszczególne fragmenty w asamblażu mogą być ze sobą sklejone, związane, umieszczone w rodzaju wspólnego pojemnika, luźno położone, powieszone obok siebie itd. 

Dzięki asamblażom z fragmentów tworzone są nowe znaczenia, powstają nowe związki między znaczeniami, które niosą ze sobą składowe części.

W Polsce pionierem asamblażu był Władysław Hasior.

Bazą jest zwykle kawałek tektury, drewniana podkładka, cokolwiek płaskiego. Potrzebny będzie również klej (najlepiej 2 rodzaje: coś do przyklejania papieru i jakiś polimerowy, albo magiczny - do przedmiotów cięższego kalibru... Pistolet też się nada).
No i farby, najlepiej akrylowe.
Do oprawienia naszego dzieła przyda się passpartout, lub jakaś stylowa rama. Albo zwykła, albo przerobiona...

Dobrze jest, jak mamy jakiś temat, wiemy co chcemy zrobić. Ale nie jest to konieczne... Można popuścić wodze fantazji, poddać się chwili, pozwolić myślom odpłynąć i po prostu tworzyć...
Komponować, przyklejać, mieszać farby... Wyżywać się...Zaskakujące jest, jak wtedy nagle ręce wiedzą, co chcą  przykleić, oczy widzą kolory, ręce rozrabiają farby. Pędzel lub gąbka sama sunie po powierzchni...
Niesamowite doświadczenie! Uwielbiam decoupage, ale ta technika wymaga skupienia, precyzji, komponowania poszczególnych elementów, uważnego dobierania kolorów.

Przydają się też obcążki, czy jak to się tam nazywa :)

I piórka się przydały...


A przy asamblażu można na prawdę odetchnąć, dać się ponieść emocjom twórczym i wydobyć, co nam w duszy gra :) Baardzo, bardzo się zrelaksowałam na tych zajęciach, dziękuję, Kasiu! A, tematem (ale nieobowiązkowym) warsztaów była "Sukienka", postanowiłam zrealizować go i tak oto powstał mój pierwszy w życiu asamblaż. I mam nadzieję, że nie ostatni :)

Ostatnio znalazłam nawet ramkę i oprawiłam moje dzieło (wisi w pracowni), chociaż myślę jeszcze o pozłoceniu tej ramki...

A oto moja sukienka, grzecznie powieszona na wieszaczku, na oknie :)


W ramce. Zdjęcie fatalne...

A oto asamblaż Magdy - parasolka i deszcz...



Pani prowadząca nie obijała się i też stworzyła przemiły asamblażyk:


I jeszcze 2 wcześniejsze prace Kasi Morańdy:
"Klucz do wnętrza kobiety"

"Sukienka"


Gorąco zachęcam Was do tworzenia takich obrazków 3D!
To wspaniały relaks, a ile rzeczy można ocalić od zapomnienia, zrecyklingować...

niedziela, 5 stycznia 2014

Butelki, buteleczki, czyli parcie na szkło cz.2...

Witam w Nowym Roku! Rok nowy, ale wytwory stare :), nie zmieściły się w 2013, ale komu to przeszkadza :) Tym razem przedmiotem moich działań stały się w 100% zrecyklowane szklane opakowania:

1. butelka po nalewce - nazwy nie pomnę...(wypitej przez Ryśka)
2. butelka po soku Kubuś
3. buteleczka po syropie na kaszel
4. buteleczka po Ibumie

Już widzę, że ten post zawiera tak zwane lokowanie produktu, ale trudno się mówi...:)
Moja mania zbieractwa trwa od jakiegoś czasu, zanim coś wyrzucę patrzę na to pod kątem przydatności do zdekupażowania, lub innego artystycznego-użytkowego przetworzenia... Nie przepuściłam ostatnio nawet opakowaniu po dezodorancie w kulce :), ale o tym będzie kiedy indziej...

Wykorzystując te flaszki testowałam słynny podkład Interior Fix Fluggera i muszę przyznać, że peany na jego cześć nie są przesadzone :) Jesli chodzi o nakładanie tego preparatu, najlepiej robi się to pędzlem gąbkowym - eleganckie krycie, gładkość, nic nie spływa. Chociaż moja kochana akrylowa Śnieżka do drewna i metalu też dała radę na szkle.

Na buteleczkach tych ćwiczyłam także krakle jednoskładnikowe - do tej pory spękania były moją słabą stroną, nigdy mi to wyjść nie chciało... A w końcu stwierdziłam, że tych buteleczek mam tyle (sezon kaszlowo-gorączkowy był w pełni :)), że w końcu mi się jakieś spękanie uda...

I w temacie nakładania farby na preparat powodujący pęknięcia również pozostanę na wieki fanką gąbeczki :) Pędzel dawał brzydkie, szerokie "rowy", gąbka pozwala na subtelne dozowanie farby: w miejscu, gdzie jest cieniej, spękania wyjdą delikatniutkie. Gdzie farby więcej - grubsze. To taka moja mała odkryta samodzielnie Ameryka, nie zrobi pewnie wrażenia na kraklowych miszczach... Ale może komuś się ta wskazówka przyda...

Acha, używałam preparatu do spękań Kwick Krack. Na wierzch lakier szklący Renesans.
Dziełka te, mimo że takie ćwiczebne, cieszą moje oczy i lubię na nie patrzeć. Poza tym przywołują na myśl lato, ciepło, słońce...

I tak oto zacznę od najwyższej w tym gronie butelki po nalewce, którą dodatkowo przepasałam koronką (te ż na korku):





Teraz butelka po Kubusiu. Do podbrązowienia użyłam mojej kochanej płynnej patyny Craft Line.






A teraz te najmniejsze butelunie... Ozdobione ziołami i motylkami...;)









Na koniec zaprezentują się wszystkie cztery :)


I jeszcze z kawałkiem wrocławskiego Śródmieścia...


Zapewniam, że to jeszcze nie koniec recyklingowo-butelczanego tematu, szykuję kolejną część... :-D