Translate

piątek, 11 września 2015

Komunijne pudło z żaglowcem

Witam!

Od czego wypada zacząć po tak długim milczeniu? Cokolwiek się nie napisze, zabrzmi marnie...
Dość powiedzieć, że moje wakacje były mega super udane: odpoczynek (także ten bez dziecia, liczy się podwójnie ;)), emocje, przemieszczenia, widoki dech zapierające, smaki kubki smakowe w błogość wprawiające... Ach, rozmarzyłam się...

Czym dla ciała i ducha odpoczynek, tym dla bloga posucha... Bo samo nic się zrobić nie chciało :)
Nawet nadprogramowe sadełko, ot co!

Zatem będą tzw. odgrzewane kotlety, czyli lecim z prezentacją rzeczy przedwakacyjnych. Jako pierwsze na tapecie pudełko na sztućce, które stało się pudełkiem na Biblię i prezentem na komunię dla pewnego bliskiego mojemu sercu "komunisty" Marka.

Pomysł na taki prezent zrodził się nie tylko z aktualnej cienizny finansowej. To był po prostu pomysł z rodzaju: bingo!! Czyli że nagle elementy takie jak: mało czasu, środki dostępne na miejscu, wizja przed oczami - składają się w jedną całość niczym układanka No i jeszcze pewność, że dzieciak doceni fakt, że jeden z jego prezentów nie jest tabletem, komórą, rowerem, furą... :) Wiedziałam, że rodzinka sypnie kaską, za którą on sobie to wszystko będzie mógł kupić...

A że on lubi takie klimaty, statki, latarnie morskie, przeżył okres fascynacji Titanicem, to wiedziałam, że mu się spodoba. I że może to będzie jakaś ładna pamiątka :)

W pierwotnym zamyśle żaglowiec miał być wytransferowany, ale spękałam przed tym wyzwaniem... Wybrana grafika, której szukanie zajęło mi trochę, nie była zbyt mocna, (w sensie do transferu) i bałam się, że wyjdzie za słabo.
Nakleiłam więc kolorowy wydruk i wiedząc, że trudno będzie go "wtopić", postanowiłam nie uciekać od faktu że jest on naklejony, nie ściemniać, nie czarować...:)
Zaryzykowałam. Namęczyłam się trochu. Brzegi obrazka szarpałam, papierem tarłam. Tło domalowywałam kolory mieszając... Dopasowując. Starym złotem maziając :)

Wytransferowałam tylko napisy CarPlanem.

Boki pudełka to przecierane 2 kolory, szary i "morski" mojego autorstwa


Chwile zwątpienia były przy mnie.  Nie podobało się. Potem znów podobało... Ale jak już spodobało się ojcu Marka, to już wiedziałam, że jest na prawdę OK :)

Jako kolejny element magicznej układanki należy uznać fakt, że moja droga Aga podzieliła się ze mną ilustrowaną biblią dla młodzieży (miała w domu 2 takie same egzemplarze, nówki nieśmiagane :)).
A Biblia to nie byle jaka, tylko formatu A4, w bordowej twardej oprawie, wydana w latach 80 - kiedyś była niezłym rarytasem... Może starsi czytelnicy pamiętają takową ze swojego dzieciństwa?

Czy muszę dodawać, że Biblia idealnie zmieściła się do pudła?

Prezent się podobał, widziałam autentyczny zachwyt w oczach. To buduje :)
Ostatnio odwiedziłam Marka w domu i pudło stoi na honorowym miejscu, (obok telewizora :),
ponoć wszyscy się zachwycają...

Zapomniałam wprawdzie Marka spytać, czy do Biblii zaglądał, ale może i na to przyjdzie czas :)

Pozdrawiam ciepło!!!!


 



2 komentarze: