Translate

czwartek, 8 sierpnia 2013

Drób na desce cz. 1


Nocny powrót z bezinternetowych wakacji, ból głowy spowodowany zetknięciem z wielkim miastem, ale nie ma, że boli! Oto jestem i zapodam dziś  temacik, co już od dawna czeka na swoją kolejkę...

Zasadniczo drobiu nie jadam, wolę go biegającego, a jakiś czas temu zupełnie z nienacka stał się on motywem przewodnim ciagu moich wytworów, których drugą cechą wspólną są deski, deseczki... I tak zaczęło się od  DESKI DLA ROMANÓW

Czy sprawił to SMS otrzymany od nich: "Pozdrowienia z wioski...", choć Jedlina Zdrój to niewątpliwie miasto (nooo, miasteczko :)... 

A teraz będzie nieoczekiwany zwrot akcji. Nie mogę w tym momencie dalej pisać o tej desce, gdyż niestety z braku czasu przed wyjazdem nie zrobiłam jej zdjęcia. Poprosiłam, by uczynił to odbarowany nią Roman, i tak czekam na fotki, czekam od... maja. Postanawiłam więc podzielić drobiowy temat na dwie części i tak oto przeskoczę do pisania o innej desce i o innym kogucie... Bo ten motyw tak mi się spodobał, że zaczęłam maniakalnie wyszukiwać w sklepach serwetki kogutowe, kurze, kacze, (bycze) i indycze :))...I tak w maju i czerwcu poczyniłam łącznie 4 drobiowe rzeczy. Dziś napiszę o dwóch. A na tego Romanowego koguta przyjdzie czas, jak doczekam się zdjęć...:)

Z ostatniej przeprowadzki ocalały dwie deski do krojenia (pamiętające czasy mojego domu rodzinnego). Były stare, niejeden posiłek na nich przygotowano, noszą ślady noża, mycia, suszenia... Skoro jest trend celowego postarzania i nadgryzania przedmiotów zębem czasu, to tu oto mam gotowce! Więc nic nie szlifowałam, wyszorowałam tylko i pomaziałam trochę jasną farbą i suchym pędzlem (coby obrazek za mocno nie zlał się z drewnem), wydarłam kogutka z częścią tła i przykleiłam. Na to jedna warstwa lakieru. No, może dwie...

Hmm, już samo to wyglądało fajnie, ale czegoś brakowało. Uwiązałam więc na górze tasiemkę z "Worka od Mamy, w Którym Koronki i Tasiemki mamy". Ale nadal czegoś brakowało... Powiesiłam mimo to deskę na gwoździu w kuchni z nadzieją, że przechodzenie mimo, okiem rzucanie, pod różnymi kątami patrzenie natchnie mnie w końcu na jeszcze jakiś dodatek. I tak się stało! Jestem fanką powiedzonka "mówisz i masz" i stosuję je w życiu. Po kilku dniach nagle i niespodziwanie mój mózg wyprodukował wizję czterolistnej koniczynki, którą 3 lata temu znalazłam na tarasie mojego brochowskiego mieszkania, i którą zasuszyłam w którejś z książek! Ba, ale w której?? Chwila paniki, a później skupienia i bach - kolejna wizja! Słoneczny dzień i ja wkładająca zerwane czterolistne koniczynki (sztuk 2!!) do grubego tomu "Wiersze zebrane, 1" Anatola Sterna. Ach, niespodziewane właściwości ludzkiego mózgu! Ach, chwała futurystom! Rzuciłam się do półki i tak, tak! Koniczynki w książce były, ususzone na pieprz, razem z wierszem pt. "Kraj dzieciństwa"... Przeczytałam oczywiście wiersz, wzruszyłam się...

"Ach, wtargnąć raz już skokiem szaleńczym w nieznane,
gdzie się cały sens życia w jednym błysku streści!...
Wedrzeć się w tajemncę tajfunem, orkanem - 
i wypić słodycz do dna, i przepaść bez wieści!!"

Ale, ale, bo trzeba teraz od Badgadu czasów dziecinnych Sterna powrócić do polskiego kogutka i koniczynki swojskiej...:)
Zatem tak wspaniale odnaleziona koniczynka została przyklejona klejem do decoupage na dole pod kogutkiem. I też polakierowana. I to już jest całość. Już mi nic nie brakuje...

W takim świetle
I troszkę inaczej oświetlone
Widać rysy i cięcia noży...

Kogutek strzeże przed pożarem (patrz wiersz poniżej) a może i przed innymi nieszczęściami, koniczynka przynosi szczęście, wysłużona deska do krojenia wiedzie drugi żywot i wszyscy są zadowoleni. A na deser tego wątku przytoczę w całości zabawny wiersz znaleziony w rzeczonym tomiszczu futurysty Anatola Sterna:

Pożar w miasteczku

Kogut - to jedyna ogniowa straż miasteczka!
Zbryzgany pierwszymi świtu kroplami, drze się z pychą: Jestem!
Staruszkowie otwierają skrzypiące okiennice mieszkań
z hidalgowskim pomarszczonych dłoni gestem.

A indyczki, trzęsąc pękami zamorskich korali,
drepcą, pełne jakiegoś niewysłowionego żalu i frasunku,
I kogut, czując, ze słońce jak sto diabłów pali,
wyciąga szyję aż pod obłoki i pieje: Ratunku!!

Ale widząc, że i w sianie obłoków sine iskry tlą się,
co za chwilę złotem i czerwienią wybuchną ogromnie,
rozczapierzoną gałęzią choiny, w zwariowanym pląsie, 
pada między grządki warzyw i jęczy: Już po mnie!

To o czym teraz będzie, to w kolejności ostatnia rzecz z całej czwórcy. Miałam ci ja deseczkę z cienkiego drewienka, chyba jest to tzw. sklejka. Deseczka jest pozostałością po hiszpańskim przysmaku znalezionym pod choinką za sprawą mojej siostry Ani (pozdrówka!) Przysmak ów to bożonarodzeniowy TURRON - najprościej mówiąc mielone migdały z cukrem, żółtkiem, miodem i kandyzowanymi plasterkami pomarańczy na wierzchu, było to zapakowane na tej deseczce w folię i  kroiło się jak ciasto - przysłowiowe niebo w gębie! 


Deseczka tak mi spodobała (chciałam ją też zachować na pamiątkę), że przez jakiś czas ozdabiałą naszą kuchnię. Dopóty, dopóki nie zetknęła się z moją kolejną "wizją". Postanowiłam dorobić jej rewers ;)


I tu podpasowała mi serwetka z kurkami, kurczakami, jajkami... Serwetka zapewne o zamyśle typowo wielkanocnym, ale jak dla mnie jest ona uniwersalna. 

Wydarłam fragment serwetki. Nakleiłam. Podkolorowałam kwiatki na czerwono i niebiesko. Niektóre elementy na złoto. Boki pomaziałam patyną. Jedna warstwa lakieru. Czerwony sznureczek jako zawieszka... I wisi pod szafką. A jak mi się znudzi ten drób, to odwrócę sobie na drugą stronę i znów będzie hiszpański migdałowy klimacik...:)) Można nawet na upartego powiedzieć, ze na awersie deseczki jest Boże Narodzenie, a na rewersie Wielkanoc... Co kto lubi :))

I tak to...
Kurki, kurczaki, jajca, kwiatki...
Kurki HDR
Pozdrawiam Wszystkich!



7 komentarzy:

  1. Uwielbiam futurystów, a drób na desce w Twoim wydaniu naprawdę robi wrażenie :-) Przyznam, że sama nabyłam kiedyś jakieś serwetki z kurkami, ale nie mam wizji, co z nimi zrobić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Z wizjami tak jest: długo długo nic, a potem nagle: "pstryk" i jest pomysł. Po prostu Twoje serwetki czekają na swoje 5 minut. Liczę, ze jak już coś z nimi zrobisz, to się pochwalisz.

      Usuń
    2. Pewnie bliżej wielkanocy mnie drobiowo odblokuje :-)Oczywiście, że się pochwalę :-)

      Usuń
  2. No przecież to jest genialne. Świetne :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach, chyba zbyt szczodre to słowa...Ale dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kasiu nominowałam Cię do wyróżnienia, oczywiście niezobowiązująco, ale tworzysz piękny decu i warto żeby grono zauroczonych się powiększało:)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, zaskoczyłaś mnie bardzo! Będzie mi niezmiernie miło, tym bardziej, że docenia mnie osoba, która sama tworzy świetne prace i ma dobry gust ;)

      Usuń