Translate

piątek, 17 maja 2013

Taborety i spółka


Właśnie. Najpierwsze były taborety. Drewniane stołki, tudzież zydle :) Gdy zamieszkałam z nimi pod jednym dachem, były pomalowane farbą olejną na niebiesko i fakt, komponowały się kolorystycznie z ówczesną kuchnią i łazienką. Ale wyglądały smutnie i jakoś tak komunistycznie... Historia pomalowania ich przeze mnie na kolor obecny (miedź) jest równie długa, co barbarzyńska... Poprzestanę na tym, że w potraktowane zostały eksperymentalnie farbą Hammerite ;) kolor młotkowy miedziany. Nawet miałam obawę, czy aby ta (w końcu do metalu) farba nie wyżre drewna i przez parę dni patrzyłam, czy stołki nie ulegają anihilacji ;))

W skrócie można moją decyzję uzasadnić tak: tym stołkom i tak już nic nie mogło zaszkodzić, są stare, sfatygowane. Nie chciało mi się zajmować nimi "po bożemu", czyli usuwać starej farby, skrobać, szlifować, etc. Ktoś powie, że to grzech tak traktować drewno. Owszem, miałam chwilę bólu serca, ale tylko chwilę. Bo to ani antyki, ani rodowe, ani sentymentalne. Zwykłe zydle, jakich pewnie jeszcze wiele znajdę na  śmietniku ;) 
A czasem, jak jest impuls i wena, trzeba działać szybko i wykorzystując to, co jest akurat 
w domu, bo jeszcze zew zmiany przeminie... 
A że ten Hammerite został po malowaniu rur, i futryn, i lampy metalowej... 

Smród był przy tym przeokrutny, dobrze że mamy przedpokoik - wiatrołap, w którym mogłam te taburety zamknąć na noc... Po wyschnięciu okazało się, że całkiem nieźle wyglądają, farba nie odłazi, przeciwnie - trzyma się mocno.
I trwały tak one w tej miedzi tylko, dopóki nie stworzyłam chustecznika naszego domowego... Też szybka akcja to była, wizja, jakaś  zapomniana serwetka, rachu ciachu, Maimeri Bronzo, smugi z miedzinej konturówki i oto jest... Nie jakieś tam przecudnej urody dzieło, tylko użytkowo, praktycznie, kolorystycznie do pokoju pasująco-niezobowiązująco:

Chustecznik z jednej strony
I z drugiej
Serwetek z motywem brązowych listków było chyba sztuk dwie, więc zaświtało mi, że pozbyć się ich można wycinając motywy na stołeczki właśnie... I tak listki wycięłam i nakleiłam na 2 przeciwległe boki. 

Oto jak prezentują się:

Lśniąc metalicznym blaskiem Hammerite'a...




Mieszkały sobie te sprzęty w domiszczu naszym służąc dzielnie... 

Aż nagle, całkiem niedawno pojawiła się w moim mózgu wizja "pudełeczka-pierdółeczka". 
Czyli że przydałoby się coś takiego, że gdy się przychodzi i rzuca klucze, okulary przeciwsłoneczne, drobne pieniądze, ulotki, gumki do włosów, pomadkę ochronną do ust, latawiec z jajka-niespodzianki, nakrętkę do śrubki,  itp. pierdoły, które walają się zawsze 
i wszędzie po stole, komodzie...Uffff.... To że można by to wszystko wciepnąć do jednego miejsca, czyli do Pudełeczka-Pierdółeczka. I już będzie to inaczej wyglądać. Przynajmniej bajzel będzie skumulowany w jednym miejscu :) A że miałam w zanadrzu takie drewniane "coś", co by sie idealnie na takowe "Pudełeczko " zdało, postanowiłam zadziałać :). 
Lubię, jak zgrywają  mi się idealnie elementy: pomysł, wizja, rzecz dostępna akurat w domu, serwetka czy też inne elementy dekoracyjne, farby, preparaty...



A, żeby jeszcze wkurzyć tych, którzy mają już dosyć motywu z tacy i z ociekacza na sztućce: wykorzystałam resztkę resztek TEJ właśnie serwetki na wnętrze pudełeczka...Domalowałam czerwone tło i pomazałam Maimeri Polycolor Bronzo. 


Wnętrze pudełeczka

Na bokach serwetka znana z taboretów i chustecznika plus "postarzające" maziaje suchym pędzlem i Bronzo (to Bronzo jest naprawdę dobre na wszystko. Uwielbiam :).



Cóż dodać? Pudełko spełnia swoją funkcję, jak się czegoś nie może znaleźć, to wiadomo, 
że prawie na pewno jest tam :))



A tutaj spółka w komplecie:





2 komentarze:

  1. Fajnie ci się to wszystko ułożyło, i, jeśli pozwolisz, termin: pudełeczko-pierdółeczko będę także używać, bo oddaje on całą kwintesencje tego przedmiotu ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że ten termin pójdzie dalej w świat :)
    Pudełeczko się sprawdza, tylko trzeba je co jakiś czas opróżniać, ciągle się z niego wylewają te pierdółeczki ;))

    OdpowiedzUsuń